środa, 4 lutego 2015

Na granicy światów 2

                                                                     ROZDZIAŁ 2

 Powoli, sennie oraz ospale podniosłam powieki. Bolało mnie dosłownie wszystko. Czułam się tak jakbym wpadła pod autobus. Jęknęłam przeciągając się. Moje miękkie zazwyczaj łóżko z satynową pościelą było zadziwiająco twarde. No właśnie, moje łóżko...
Chwila! Doznałam olśnienia. To nie jest moje łóżko! Gdzie ja jestem do cholery?
Podniosłam się ociężale i usiadłam niepewnie. Rozejrzałam się niespokojnie. Tak, na pewno byłam tu po raz pierwszy.
 Pokój był dość duży. Dwuosobowe łóżko, na którym siedziałam znajdowało się pod oknem naprzeciwko drzwi. Po lewo umieszczone było biurko i szafa. Po prawo stała kanapa wraz ze stolikiem kawowym. Na środku dało się zauważyć granatowo – szary dywanik, pasujący do niebieskiego koloru ścian. Odwróciłam głowę. Budzik na stoliku nocnym wskazywał na godzinę dziesiątą. Szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia. CO??? Już dawno powinnam być w domu! Rodzice się pewnie martwią, może nawet zadzwonili na policję... Szlag! Akurat to mnie musiało się to przytrafić. Przydomek „ofiary losu” pasuje do mnie idealnie.
Nie wiem gdzie jestem, u kogo jestem, co tu robię, jak się tu znalazłam i wiele podobnych pytań. Od tego wszystkiego zaczęła mnie jeszcze bardziej boleć głowa. Czułam się bezradna, obolała oraz zagubiona. Po moim policzku spłynęło kilka pojedynczych łez. Zwinęłam się w kłębek, otulając  obolałe ciało ramionami. Podczas tego manewru dostrzegłam na przedramieniu kilka zadrapań i siniaków. Z dziwnym przeczuciem odrzuciłam kołdrę. Ujrzałam jeszcze więcej ran. Na niektóre z nich, podejrzewam, że na te większe, ktoś przykleił plastry. Coś mi zaczęło świtać.
Było ciemno i wracałam z pomostu, skracając sobie drogę przez park. To wiedziałam na pewno. Później tylko ból, ciemność i pustka. No może niezupełnie. Przypominam sobie moment, w którym unoszę się w powietrzu, a następnie ktoś do mnie przemawia. Wydawać by się mogło, że go skądś kojarzę. Po pięciu minutach dociekania kto jest właścicielem owego, tajemniczego głosu, doszłam do wniosku, że nie mogę przesiedzieć tutaj całego dnia. Zauważyłam swoje spodnie wiszące na oparciu krzesła. Wstałam i założyłam je pospiesznie. Miałam już wyjść, gdy dostrzegłam swoje odbicie w lustrze, które wcześniej przeoczyłam.
Przeczesałam palcami jako tako włosy. Nie było źle, ale dobrze również nie było.
 Stanęłam przed drzwiami. Zebrałam w sobie całą odwagę. Pomijając uczucie strachu. Nacisnęłam lekko na klamkę, drzwi otworzyły się bezdźwięcznie. Wyszłam na długi korytarz.
Po lewo były drzwi wejściowe, po prawo mogłam dostrzec zarysy kanapy w salonie oraz stół kuchenny. Niepewnym krokiem podchodziłam coraz bliżej celu. Postanowiłam w tym momencie odezwać się. Odchrząknęłam najciszej jak umiałam.
-         Przepraszam, jest tu ktoś?- spytałam cicho, prawie szeptem. Wtedy właśnie zza rogu
wyłoniła się postać chłopaka. Spojrzałam na niego jak na wariata. Przecież to był Alex! A co jeśli nie zauważyłam go wcześniej tam w parku? Jeśli to on mnie tu zaciągnął i nie wiadomo co ze mną zrobił? Cofnęłam się instynktownie. Wprost nie mogłam uwierzyć w swoje beznadziejne szczęście! Pomyślałam, że jestem chyba największym pechowcem na świecie.
Czułam, że zaraz zemdleję. Alex nie zważając na moją „obronną taktykę” wycofania się podszedł bliżej. Złapał mnie za rękę. Mocno oraz zdecydowanie. Syknęłam z bólu. Dotknął akurat miejsca, na którym widniał kolejny siniak wraz z nadszarpniętym nadgarstkiem.
Nie cofnął jednak swojej dłoni .
-         O co tutaj chodzi?! – wrzasnęłam ignorując ból, jednocześnie próbując się oswobodzić.
-         Posłuchaj, ja ci to wszystko wytłumaczę, ja... ja ci tylko pomogłem – odparł.
-         Pomogłeś? – zapytałam, niedowierzając – Jakoś do tej pory nie szczędziłeś mi upokorzeń. A teraz mi mówisz, że mi pomogłeś? Dobre sobie! Lepiej mi powiedz co ja tutaj do diabła robię!
-         Tam w parku... to znaczy, akurat byłem się przejść, no i zauważyłem, jak trzech kolesi atakuje jakąś dziewczynę.  Nie myślałem długo i przegoniłem ich. Nie wiedziałem że to ty. Nie mogłem cię tam zostawić, a do domu sama wrócić nie mogłaś. Napisałem więc smsa do twoich rodziców, że nocujesz u koleżanki bo zrobiło się późno a nie chcesz wracać po ciemku do domu. Tyle.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam pewna czy mówił prawdę. Spojrzałam mu w oczy. Nigdy nie przyglądałam się im z bliska. Ich jadeitowa zieleń  przeszywała mnie na wskroś. Promieniowała dzikim, oślepiającym blaskiem. Całkowicie rozpłynęłam się pod tym niebiańskim spojrzeniem. Musiałam się jednak ocknąć. To nie była pora na romantyczne uniesienia. Miałam być przecież wściekła!
-         To wszystko co masz mi do powiedzenia? Nie pomyślałeś może, że nie mam żadnej przyjaciółki? Rodzice na pewno nie uwierzyli w taką bajeczkę!
-         Przepraszam, nie wiedziałem
-         Nie wiedziałeś? Nikt w szkole nie chce wam podpaść! Wszyscy się boją ciebie i twoich kumpli od siedmiu boleści. Mają świadomość tego, że przyjaźniąc się ze mną mogliby wam nadepnąć na ogon! – krzyknęłam – Waszą nienawiść czuć w powietrzu.
-          Teraz też ją czujesz? Hę? Klara, wysłuchaj mnie, choć jeden raz! Żałuję tego czego dopuszczałem się wobec ciebie.  Nie chcę już tego więcej robić. Nie chcę już nikogo krzywdzić. Zrozumiałem to wtedy w parku. Gdy tamci cię pobili...
            Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Już nigdy więcej, obiecuję!
Zamurowało mnie. Zawsze marzyłam o tej chwili. Gdy podchodzi do mnie i szczerze przeprasza, żałując swoich postępków. Wiedziałam, że wtedy nie mogłabym się dłużej opierać. Wybaczyłabym mu. Tak właśnie myślałam. Teraz stojąc przed nim dopadły mnie wątpliwości. Znowu nasuwały mi się kolejne pytania. Co jeśli tylko udaje? A jak to on zaplanował tę akcję z pobiciem? To co wtedy? Mam mu wybaczyć? A może odesłać tam gdzie pieprz rośnie i uciekać jak najdalej od niego?
-         Tak szczerze to nie wiem co mam o tym myśleć – westchnęłam..
-         Klara, proszę, zaufaj mi.
-         Jak mam ci zaufać, co? Po tym wszystkim?
-         O nic więcej nie proszę. To nie jest wiele.
-         Nawet nie wiesz, ile ode mnie wymagasz. – warknęłam. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem pójścia po resztę swoich rzeczy i wyjścia z jego domu.
-         Zaczekaj! Nie odchodź, nie teraz, błagam...
Zatrzymałam się. Po raz kolejny nie zapanowałam nad emocjami i łza zakręciła mi się w oku.
Alex nadal trzymał mnie za bolący nadgarstek. Nie wiedziałam, że tak może mnie zaskoczyć.
Wybaczając mu spowodowałabym taki niepisany sojusz między nami. Rozlała się we mnie fala mieszaniny uczuć: radości, złości, smutku i niepokoju. Ponownie się odwróciłam. Tym razem, żeby go przytulić. Kiedy objął mnie ramionami, rozpłakałam się. On tylko mnie pocieszał i czule głaskał po głowie. Czule? Nie mogłam w to uwierzyć! Sądziłam, że nigdy nic miłego nie spotka mnie z jego strony. Jak ja się myliłam! Wypowiedzenie tych słów, chociażby w myślach dało mi poczucie błogiego spokoju.
Ta chwila niestety nie mogła dłużej trwać, musiałam wracać do domu. Weszłam ponownie do pokoju. Wzięłam swoją torbę oraz założyłam buty.
Gdy miałam opuścić pomieszczenie Alex wyciągnął ze swojej kieszeni dżinsów mój telefon, podając mi go .
-         Zapisałem ci mój numer, w razie potrzeby dzwoń. – powiedział.
-         Dziękuję – odparłam.
-         Jak chcesz mogę cię odprowadzić. – zaoferował  
-         Nie dzięki, teraz już powinnam sobie poradzić. – odpowiedziałam uśmiechając się.
-         Jesteś pewna?
-         Tak, jestem. W dzień nikt mi raczej nic nie zrobi. – zawiesiłam na chwilę głos, by dodać: –  Dziękuję za to, że się mną zaopiekowałeś. No i, przepraszam, że nakrzyczałam na ciebie.  
-         Nic nie szkodzi, należało mi się w stu procentach.
Ponownie posłałam mu smutny uśmiech. Wychodząc z klatki przywitała mnie niezbyt przyjemna pogoda, zbierało się na deszcz, a na dodatek kilka kropel deszczu spadło z zachmurzonego nieba. Droga powrotna zajęła mi piętnaście minut. Porządnie lunęło gdy przekroczyłam  próg swojego domu. Los się jednak do mnie uśmiechnął. W przedpokoju podczas ściągania kurtki zauważyłam kartkę. Przeczytałam ją.

Klara!

Wpadłem tylko na chwilę, żeby się spakować. Muszę jechać na trzydniową konferencję. Mama powinna niedługo wrócić. Przepraszam, że znowu muszę wyjechać. Całusy.
                                                                                                                                             Tata

Znowu to samo, konferencje, spotkania biznesowe, bankiety. Coraz więcej czasu rodzice poświęcali pracy. Oprócz liściku, dostrzegła jeszcze telefon taty. Musiał go zapomnieć w pośpiechu. Nie mogłam się powstrzymać i odblokowałam klawiaturę. Na ekraniku widniał komunikat o nowej wiadomości. Była ode mnie... Pisało w niej:

Tato, nie martw się. Jest już późno, więc zostaję na noc u przyjaciółki. Nie gniewaj się na mnie. Klara

No tak! Przecież Alex wysyłał tą wiadomość. Szczęście kolejny raz dało o sobie poznać. Teraz musze tylko przekonać mamę, że nic się nie dzieje. Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Mama powinna być teraz w pracy. Do czasu aż wróci zdążę wymyślić jakąś wymówkę. Weszłam do salonu. Tam stał odwrócony w stronę kominka duży, skórzany fotel. Mogłam tylko zauważyć swobodnie położoną rękę matki na oparciu.
        Mamo? Tak wcześnie wróciłaś?
W odpowiedzi nie usłyszałam nic, podeszłam do fotela.
        Mamo, słyszysz mnie?
W tym momencie doznałam wstrząsu. Dotknęłam jej przedramienia, spodziewałam się, że zasnęła, ale się myliłam. Ręka była zimna jak lód. Drżącymi dłońmi odwróciłam głowę swojej matki w moją stronę. Wrzasnęłam, kiedy tylko ją odwróciłam. Jej szkliste oczy były szeroko otwarte. Z nosa i kącika ust leciały strużki, zaschniętej krwi. W jej klatkę piersiową ktoś wbił stalowe ostrze. Błękitną sukienkę zdobiła plama karmazynowej cieczy. Zaczęłam krzyczeć, błagać los o litość. Prosić o to, żeby to nie była prawda. To był sen. To wszystko to jeden wielki koszmar. Padłam na kolana tuląc swoją mamę. Szlochałam, roniąc coraz więcej łez. Byłam bezradna. Chciałam zatelefonować do taty, ale jego telefon nadal był w domu. Jedyna osobą, która przyszła mi do głowy był Alex. Powiedział przecież, że jeśli będę go  potrzebować mam dzwonić.
Nie czekałam dłużej. Trzęsąc się wybrałam jego numer. Odebrał po trzech sygnałach.
-         Klara? To ty?
-         Alex, ja... przyjdź proszę... – wydusiłam z siebie, trzęsącym się głosem.
-         Ale co się stało?
-         Przyjdź, błagam cię.
-         Dobra, zaraz będę.
Rozłączył się, a ja byłam przerażona, by gdziekolwiek sama dzwonić, nie potrafiłam się opanować. Przesunęłam się po ścianie, by skulić się na podłodze. Nie mogłam w to uwierzyć.
 Ktoś zamordował moją matkę! Włamał się wtedy, kiedy ja byłam u Alex’a, a tata na wyjeździe. Nie znałam nikogo kto mógłby dopuścić się takiego czynu. Wszyscy szanowali moich rodziców. Byli ważni w swoim towarzystwie. Nikt z nich nie mógł tego zrobić. Chyba że był to ktoś, kto przegrał jakąś rozprawę i teraz chce się zemścić. Nic już nie miało sensu. Zostałam sama. Mimo, że nie dogadywałam się z mamą to nią jednak była! Oddałabym wszystko by mogła żyć. Nie docierało do mnie, jak ktoś mógł być tak podły i bezlitosny...
W tym momencie drzwi się otworzyły. Podniosłam spanikowana głowę. Lekko mi ulżyło, gdy ujrzałam w nich Alex’a. Podszedł do mnie przestraszony.
-         Co się stało? Przez telefon brzmiałaś nienajlepiej.
-         Nienajlepiej? Naprawdę? – w tym momencie wstałam. – Ktoś zabił moją matkę! Czuję się zszokowana, obłąkana, wściekła i bezradna! – znów zaczęłam płakać
-         Jak to ktoś zabił twoją matkę? Gdzie ona teraz jest?
-         W salonie – wykrztusiłam
W jednej chwili pobiegł tam. Chyba sprawdzał jej tętno. Wrócił blady jak ściana.
-         Wiesz, kto mógłby...
-         Nie mam pojęcia. Ktoś tu wszedł i ją zabił. – wyspałam pomiędzy kolejnymi napadami płaczu.
-         Dzwoniłaś już na policję?
Przecząco pokręciłam głową. On wyjął telefon i zrobił to za mnie. Potem mnie przytulił.
 Policja przyjechała po kilku minutach. Gdy zorientowali się w sprawie. Powiadomili kolejne oddziały policyjne. W moim domu roiło się od nieznajomych twarzy. Próbowali mnie wstępnie przesłuchać, ale nie powiedziałam ani słowa. Byłam zbyt zszokowana. Po kilku próbach zrezygnowali. Przepytywali również Alex’a, ale  nie mógł powiedzieć nic
prócz tego, że przyszedł tu dopiero po rozmowie telefonicznej ze mną oraz nic nie wie o zabójstwie. Czułam się wypompowana z emocji. Ze skrajnego załamania przeszłam w stan głuchego otępienia. Nic do mnie nie docierało. Ktoś musiał powiadomić mojego ojca, ponieważ po kilku godzinach przyjechał. Wiem tyle, że mnie przytulił. Potem urwał mi się film. Za kotarą łez nic nie dostrzegałam. Wszystko zlewało się w jedną wielką plamę.
 Ciało mojej matki zostało zabrane. Ojciec pojechał na policję. Został ze mną tylko Alex
Siedzieliśmy w cichym, ciemnym salonie. Jak najdalej od miejsca, w którym to się stało.
Nadal obłąkana, uspokoiłam się. Powstrzymałam płacz. Nie mogłam jednak  logicznie myśleć.
-         Potrzebujesz czegoś? – spytał Alex
-         Tak. Potrzebuję swojej mamy – rzekłam
-         Nie potrafię wskrzeszać zmarłych, ale mogę ci obiecać, że będę cię wspierał najlepiej jak umiem. Zgoda?
-         Zgoda. – odpowiedziałam mu smutno.

 W końcu po najgorszym dniu w moim życiu zapadłam w sen. Śniłam o nielicznych chwilach kiedy to szczęśliwie spędzaliśmy czas całą rodziną. Te czasy już niestety nie nastąpią. Nie miałam pojęcia co dalej. Pogrążając się we własnych rozważaniach tonęłam w mrocznej toni swojej świadomości. Miałam nadzieję na to, że wszystko się ułoży. Jednocześnie wiedząc, iż nadzieja to nie wszystko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz