ROZDZIAŁ 1.
Siedziałam jak mam
to w zwyczaju, w bibliotece. Przewracałam kartki jakieś książki, patrząc na
litery niemym wzrokiem. Nawet nie skojarzyłam momentu, w którym wyciągnęłam tą
książkę z półki. Rozmyślałam tylko o tym co się dziś wydarzyło. Mianowicie
zostałam wystawiona na pośmiewisko przez Alex’a i jego bandę. Tym razem jednak
było dużo gorzej. Zazwyczaj mój oprawca dokuczał mi gdzieś na uboczu, ale dziś
nastąpił przełom i ośmieszył mnie przed całkiem dużym gronem zgromadzonych.
Najpierw mnie popchnął, a ja znając swoją koordynację ruchową przewróciłam się
i wpadłam wprost w kałużę. Wywołało to jednoczesny wybuch śmiechu. Gdy
„próbowałam” wstać, Alex bezpardonowo wyjął telefon i zaczął nagrywać moje
kolejne upadki, gdy próbowałam się podnieść. Jak już stanęłam na nogi,
spojrzałam na niego wzrokiem bezbronnego stworzenia.
Czułam jak oczy mi
wilgotnieją. Do teraz słyszę te przezwiska i obelgi rzucane w moją stronę. Jego
niedorozwinięci kumple próbowali mnie jeszcze uderzyć, ale „łaskawie” Alex ich
od tego pomysłu odwrócił. Zastanawiałam się czasami, czemu to akurat mnie
wybrali na swojego kozła ofiarnego. Dlaczego ja? Pewnie dlatego by sprawić
sobie rozrywkę.
Rozmyślając tak o swoim ciężkim i okrutnym losie za oknem
zobaczyłam go, idącego ze swoją paczką. Nienawidziłam tego jego wrednego
uśmieszku na pięknej, nieskazitelnej buzi. Każda dziewczyna z naszego Liceum
się w nim podkochiwała, ja też miałam do niego słabość. Nawet wtedy, gdy mnie
obrażał, gdy wyśmiewał, wyzywał. Kiedy musiałam znosić jego szykany wobec mojej
osoby. Jego hipnotyzujące i zniewalające spojrzenie dużych oczu o barwie jadeitowej zieleni przyprawiało mnie
o zawroty głowy. Wiedziałam jak to jest jak się kogoś kocha i jednocześnie
nienawidzi. W tym momencie po moim zarumienionym policzku spłynęła maleńka łza.
Szybko zamknęłam książkę i opuściłam bibliotekę.
Oczywiście, jak to
bywa jesienną porą zaczął padać deszcz. Całe szczęście, że byłam blisko domu i
nie zdążyłam do końca przemoknąć.
- Cześć! Wróciłam! – przywitałam się przekraczając próg
swojego mieszkania.
W odpowiedzi jednak nie usłyszałam dźwięcznego głosu matki i
spokojnego tonu mojego ojca. Pewnie wyszli znów na jakąś wystawę albo do
Teatru. Mają fioła na punkcie sztuki. Zapewne swój talent do malarstwa
odziedziczyłam właśnie po nich. Nie zastanawiając się dłużej poszłam do swojego
pokoju i sięgnęłam po swoje zeszyty. Odrobiwszy wszystkie zadania domowe,
zabrałam się za czytanie nowo wypożyczonej książki. Tak się wciągnęłam w
lekturę, nie zauważając nawet jak późno się zrobiło.
Postanowiłam więc, że wezmę długą, relaksującą kąpiel.
Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej. Nie wiem jak długo bym w niej
leżała, ale powrót rodziców sprowadził mnie na ziemię.
Przywitałam się z nimi i po krótkiej wymianie zdań poszłam
spać.
Rodzice nie wiedzieli o moich problemach. Interesowali się
tylko swoją kancelarią. Ja tylko musiałam dobrze się zachowywać i mieć
pozytywne oceny. Nic więcej ich nie interesowało. Nie miałam się komu zwierzyć.
Ot taka zwyczajna, szesnastolatka bez przyjaciół.
Miałam dość swojego życia.
Następnego dnia
obudziłam się strasznie niewyspana. Prześladowały mnie wizje tego co miało się
dzisiaj wydarzyć. Każdego dnia Alex ze swoimi kolegami mi dokuczali, więc
dlaczego akurat dziś miałoby być inaczej?
Po przeprowadzeniu porannej toalety naciągnęłam zwykłe
dżinsy, szarą bluzę oraz czarne trampki. Zawsze do szkoły chodziłam na pieszo.
Zajmowało mi to góra dziesięć minut.
Zazwyczaj siedziałam sama pod klasą i rysowałam. Dziś
zdecydowałam się na naszkicowanie smutnej dziewczyny przy wiolonczeli w
zwiewnej, białej sukience.
-
Kogo my tu mamy? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos
-
Odwal się ode mnie. – syknęłam
-
Oj Klaro, Klaro... Dlaczego zawsze jesteś taka nie miła w
stosunku do swoich kolegów, hm? – każde słowo kipiało sarkazmem i przesadnie
słodkim tonem.
Nie odpowiedziałam. Alex zabrał mi więc kartkę sprzed nosa i
cmokając poddał ocenie moje dzieło. Wydął wargi w łobuzerskim uśmiechu i
zamaszystym ruchem podarł moją pracę. Zerwałam się z miejsca. Zaczęłam zbierać
skrawki porwanego papieru.
- Nienawidzę Cię! – krzyknęłam. W tym samym czasie zza jego
pleców wyłoniło się pozostałych dwóch kumpli. Wysoki szatyn o imieniu Sebastian
i ciemny blondyn- Kordian.
Ten drugi popchnął mnie na ziemię i z hukiem upadłam na
zimną, marmurową posadzkę szkolną. Na moje nieszczęście korytarz świecił
pustkami. Cicho zapłakałam. Wprawiło ich to w wybuch śmiechu. Zdałam sobie
sprawę, że przy upadku zdarłam sobie skórę na dłoni. Miałam się już podnieść,
gdy ku mojemu zaskoczeniu drobna blondynka o zielonych oczach podeszła do mnie
ignorując moich trzech prześladowców. Huknęła na nich lodowato:
- Bawi was to?! Bawi was dręczenie
innych? Wy cholerni egoiści! Spieprzać mi stąd!
Ekipa Alex’a wybuchnęła śmiechem, ale odeszli. Na szczęście.
-
Jestem Oliwia, a ty Klara, prawda? – spytała dziewczyna,
pomagając mi wstać.
-
Tak, miło poznać, no i ... dziękuję za to ,że stanęłaś w mojej
obronie- uśmiechnęłam się z wdzięcznością
-
Oj, to nic takiego, po prostu nie rozumiem dlaczego oni... –
nie musiała kończyć.
-
Nie wiem, może to przez wygląd, charakter albo moje zachowanie
– wyliczyłam
-
No coś ty – odkrzyknęła w odpowiedzi – Jesteś zbyt ładna. Może
mój brat dlatego chce cię poderwać?- głośno się zastanawiała
Ja? Ładna? Dobre sobie... ale chwileczkę, co ona
powiedziała? Brat??? Struchlałam...
-
O kogo ci chodzi?- spytałam ostrożnie. Panikując w duchu.
Tylko nie on, proszę, nie bądź jego siostrą, proszę...
-
No chodziło o tego przystojnego bruneta Alex’a, a o kogo
innego? – zaśmiała się w odpowiedzi.
Oczywiście nic nie szło po mojej myśli. Szczęście nigdy nie
było dla mnie łaskawe.
Przyjrzałam się więc bliżej twarzy Oliwi. Rzeczywiście ich
podobieństwo rzucało się w oczy.
-
Muszę już iść- odparłam znienacka. – Mam nadzieję, że się
jeszcze spotkamy- rzuciłam i odeszłam stamtąd jak najdalej.
Pierwszy raz
opuściłam zajęcia. Poszłam w moje ulubione miejsce. Mały zapuszczony pomost po
tej stronie jeziora, do której nikt się nie zapuszczał. Koło pomostu rosła
ogromna wierzba płacząca. Otulała pomost swoimi pędami, niczym długimi
rozczapierzonymi palcami. Siedząc tam czułam się jak w jakiejś tajemnej
komnacie. Uwielbiałam to miejsce. Co ja mówię. Kochałam! Było moją ucieczką od
świata, prawdziwego świata. Przebywając tam z reguły rysowałam, ale dzisiaj
musiałam sobie wszystko po kolei poukładać. Wiedziałam na pewno, że Oliwia,
(Tak. Ta śliczna, przemiła dziewczyna) jest siostrą mojego oprawcy. Kompletne
jego przeciwieństwo. Powiedziała, że
pewnie mu się podobam. HA! Gorszej głupoty nie słyszałam. No chyba że... nie
byłam w końcu taka zła. Długie, do pasa falowane, mahoniowe włosy, ciemnozłote
oczy, smukła sylwetka... Spojrzałam przez chwilę na siebie od tej pozytywnej
strony, ale nie mogłam przestać myśleć o dzisiejszych wydarzeniach.
Zaczęłam więc szkicować. Nie zdając sobie z tego sprawy
narysowałam parę oczu. Tak bardzo znaną parę oczu... .
Na pomoście
spędziłam sześć godzin, akurat tyle ile miałam zajęć. Zdążyłam w tym czasie
naszkicować kilka portretów Alex’a. Popadałam chyba w jakąś obsesję. Gdy go
widziałam, serce mocniej łomotało w mojej klatce piersiowej, galopowało przez
ocean moich uczuć.
Niestety ja byłam ofiarą a on napastnikiem. Nie mogłam
jednak przestać o nim myśleć. Byłabym nawet skłonna mu wybaczyć wszystkie
krzywdy jakby stanął przede mną i przeprosił. Moje wyobrażenia musiały jednak
spalić na manowce.
Pobyt na pomoście
zajął mi więcej czasu niż na początku myślałam. Zrobiło się ciemno, dlatego
postanowiłam, że wrócę do domu. Chcąc skrócić sobie drogę ruszyłam w kierunku
parku. Z reguły o tej porze nikt się tam nie kręcił, więc myślałam, że
bezpiecznie wrócę do swojego pokoju i zaszyję się gdzieś w kącie. Jakże ja się
myliłam!
Nieopodal w zwartej
grupie ujrzałam trzech niezbyt sympatycznych kolesi. O odwrocie nie było mowy.
Chciałam ich jakoś wyminąć, ale nie uszła ich uwagi moja obecność. Otoczyli
mnie. Strach przeszył mnie aż do szpiku kości.
Jeden z nich popchnął mnie w pewnym momencie na ziemię,
upadając uderzyłam w coś głową. Słyszałam strzępki ich rozmów. W pewnej chwili
wydawało mi się, że usłyszałam słowo „gwałt”...
Uciekaj! Krzyczała moja podświadomość, jednak ręce i nogi
odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle poczułam ból w okolicach klatki piersiowej.
Potem drugie uderzenie. Zmusiłam się do krzyku, ale natychmiast zatkali mi usta
dłonią. Próbowałam kopać, gryźć, wyszarpywać się z ich żelaznego uścisku. Na
marne. Coraz bardziej mnie bili, Coraz bardziej zapalczywie, coraz bardziej
pogrążałam się w nicość. Modliłam się tylko, żeby zostawili mnie w spokoju.
Wtem otwierając na chwilę oczy zobaczyłam jakąś postać idącą energicznie w
naszym kierunku. Była to osoba, która miała mi pomóc, albo doprowadzić do mojej
zguby...
Postanowiłem się
przejść. Musiałem ochłonąć.
Dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem się dziwnie.
Był taki moment, w którym Klara spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem ból.
Ból, strach i coś jeszcze, ale nie potrafiłem tego nazwać. Pierwszy raz
pomyślałem o niej nie jak o dziwaczce, którą należy dręczyć, a o równej sobie
dziewczynie.
Wróciłem jeszcze raz do momentu, w którym Kordian, Sebastian
i ja zaczepiliśmy ją po raz pierwszy. Było to tak, że dręczyliśmy jakiegoś
małolata, a ona stanęła w jego obronie. Wtedy postanowiliśmy, że skoro jest
taka odważna niech się wykaże i od tamtej pory nie dajemy jej spokoju.
Była cichą, spokojną, dziewczyną. Albo z nosem w książkach,
albo w swoim szkicowniku. Dzisiaj jednak moja siostra- Oliwia stanęła w jej
obronie podczas naszego codziennego napadu na nią, a gdy wróciłem do domu dała
mi takie kazanie jak nigdy. Musiałem
wyjść, po prostu musiałem. Oliwia ma osiemnaście lat i choć jest ode mnie tylko
o rok starsza traktuje swoją rolę niańczenia mnie zbyt poważnie. Odkąd
zaczęliśmy mieszkać sami ojciec raczej niezbyt się nami interesuje. Wyjechał do
Włoch i jest tam od jakiegoś czasu. Jedyne co robi to przesyła co miesiąc
pieniądze...
W tym momencie musiałem przerwać swój wewnętrzny monolog,
gdyż usłyszałem krzyki. W oddali zobaczyłem trzech wyrostków, którzy atakowali
jakąś dziewczynę, dziwnie znajomą...
Energicznym krokiem podszedłem do nich, po chwili odwrócili
się w moją stronę.
-
Czego tu szukasz? – spytał jeden z nich
-
A wy czego tu szukacie, możecie zostawić ta biedną dziewczynę
do cholery! W tym właśnie momencie zerknąłem na nieprzytomną. Te włosy, rysy
twarzy, sylwetka. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To była Klara! Niegdyś
nękana przeze mnie, teraz przez nich... cóż za ironia losu.
-
Uciekać mi stąd! Zadzwonię zaraz na policję! – krzyknąłem w
końcu.
-
A co nam mogą zrobić!?- wydyszał jeden z oprawców i rzucił się
w moją stronę. Z łatwością dałem mu radę. Przez lata trenowałem sztuki walki.
Dwóch następnych również chciało pomóc koledze. Starałem się jak mogłem by ich
powstrzymać, pomagało mi to, że byli kompletnie pijani. Widząc pokaz moich
umiejętności oraz swojego pełznącego już po ziemi kumpla odeszli wyzywając i
przeklinając głośno moją osobę. Patrzyłem w ich stronę z obrzydzeniem i płonącą
nienawiścią.
Dopiero wtedy sobie przypomniałem o niej. Walka pochłonęła
całą moją uwagę.
Pobiegłem do półprzytomnej dziewczyny. Widać było, że
cierpiała.
-
Hej, obudź się! Klara, słyszysz! To ja Alex... proszę.
Klara poruszyła
powoli powiekami i na powrót je zamknęła. Miałem jednak plan. Był dość szalony,
że tak powiem. Najpierw jednak wyciągnąłem telefon z jej torby i napisałem w
jej imieniu do rodziców, żeby się nie martwili bo przenocuje dziś u
przyjaciółki. Nie byłem do końca pewnie czy takowa istnieje, ale musiałem
zaryzykować. Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do siebie
Mieszkałem jakieś
dwieście metrów od tego nieszczęsnego parku. Całe szczęście, że Oliwi nie było
w domu. Po naszej kłótni wyszła z mieszkania. Pewnie przebywała teraz u
znajomych na jakieś imprezie i wróci dopiero przed południem. Miałem więc wolny
dom. Wchodząc położyłem Klarę w swoim pokoju na łóżku. Przyniosłem z łazienki
apteczkę. Zdjąłem jej buty, skarpetki, kurtkę i spodnie. Zmyłem ślady krwi te
najbardziej widoczne i największe. Następnie opatrzyłem jej rany. W
międzyczasie zauważyłem ogromne siniaki i mniejsze zranienia na rękach, nogach
i brzuchu. Nadal się nie budziła. Jednak gdy zbliżyłem dłoń do jej ust poczułem
zimny oddech. – Jesteś już bezpieczna. – powiedziałem.
Nakryłem ją kocem i wyszedłem.
Sam położyłem się na kanapie w salonie. Nadal nie mogłem
przyjąć do świadomości tego co się wydarzyło jakiś czas temu. Trzech zbirów,
pobita dziewczyna leżąca w pokoju obok, swoje „bohaterskie” zachowanie...
Musiałem coś z tym zrobić. Gdy Klara się rano obudzi poproszę ją o wybaczenie.
A jak nie będę błagał na kolanach. Nie wiadomo kiedy podświadomość podsunęła mi
myśl, że zaczęło mi na niej zależeć.
- Nie bój się, od teraz nic cię się przy mnie nie stanie,-
wyszeptałem te słowa w ciemność, w przerażającą, milczącą i cichą
ciemność.
Czułam, że się unoszę. Bolało mnie całe ciało, Nie mogłam
się nijak ruszyć. Jednakże wiedziałam, że ktoś mnie unosi i gdzieś zanosi. „To
koniec, już po mnie”- pomyślałam.
Gdy w końcu po jakimś czasie, który wydawał mi się
wiecznością, poczułam pod sobą miękki
materac. Czułam na sobie czyjś dotyk. Bałam się, że to tych trzech zbirów śmie
mnie dotykać, ale zmieniłam zdanie, gdy mój umęczony umysł podsunął mi ostatnią
wypowiedź, którą zarejestrował: „jesteś już bezpieczna”. Wydawało mi się, że
znam ten głos, ale... Nie miałam siły. Byłam coraz bardziej senna. Pogrążyłam
się w bajkowej krainie swojej wyobraźni. Coraz bardziej sięgając dna bezkresnej
fantazji, coraz głębiej i głębiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz