środa, 4 lutego 2015

Na granicy światów 1

                                                                 ROZDZIAŁ 1.  

 Siedziałam jak mam to w zwyczaju, w bibliotece. Przewracałam kartki jakieś książki, patrząc na litery niemym wzrokiem. Nawet nie skojarzyłam momentu, w którym wyciągnęłam tą książkę z półki. Rozmyślałam tylko o tym co się dziś wydarzyło. Mianowicie zostałam wystawiona na pośmiewisko przez Alex’a i jego bandę. Tym razem jednak było dużo gorzej. Zazwyczaj mój oprawca dokuczał mi gdzieś na uboczu, ale dziś nastąpił przełom i ośmieszył mnie przed całkiem dużym gronem zgromadzonych. Najpierw mnie popchnął, a ja znając swoją koordynację ruchową przewróciłam się i wpadłam wprost w kałużę. Wywołało to jednoczesny wybuch śmiechu. Gdy „próbowałam” wstać, Alex bezpardonowo wyjął telefon i zaczął nagrywać moje kolejne upadki, gdy próbowałam się podnieść. Jak już stanęłam na nogi, spojrzałam na niego wzrokiem bezbronnego stworzenia.
 Czułam jak oczy mi wilgotnieją. Do teraz słyszę te przezwiska i obelgi rzucane w moją stronę. Jego niedorozwinięci kumple próbowali mnie jeszcze uderzyć, ale „łaskawie” Alex ich od tego pomysłu odwrócił. Zastanawiałam się czasami, czemu to akurat mnie wybrali na swojego kozła ofiarnego. Dlaczego ja? Pewnie dlatego by sprawić sobie rozrywkę.
Rozmyślając tak o swoim ciężkim i okrutnym losie za oknem zobaczyłam go, idącego ze swoją paczką. Nienawidziłam tego jego wrednego uśmieszku na pięknej, nieskazitelnej buzi. Każda dziewczyna z naszego Liceum się w nim podkochiwała, ja też miałam do niego słabość. Nawet wtedy, gdy mnie obrażał, gdy wyśmiewał, wyzywał. Kiedy musiałam znosić jego szykany wobec mojej osoby. Jego hipnotyzujące i zniewalające spojrzenie dużych oczu o  barwie jadeitowej zieleni przyprawiało mnie o zawroty głowy. Wiedziałam jak to jest jak się kogoś kocha i jednocześnie nienawidzi. W tym momencie po moim zarumienionym policzku spłynęła maleńka łza. Szybko zamknęłam książkę i opuściłam bibliotekę.
 Oczywiście, jak to bywa jesienną porą zaczął padać deszcz. Całe szczęście, że byłam blisko domu i nie zdążyłam do końca przemoknąć.
- Cześć! Wróciłam! – przywitałam się przekraczając próg swojego mieszkania.
W odpowiedzi jednak nie usłyszałam dźwięcznego głosu matki i spokojnego tonu mojego ojca. Pewnie wyszli znów na jakąś wystawę albo do Teatru. Mają fioła na punkcie sztuki. Zapewne swój talent do malarstwa odziedziczyłam właśnie po nich. Nie zastanawiając się dłużej poszłam do swojego pokoju i sięgnęłam po swoje zeszyty. Odrobiwszy wszystkie zadania domowe, zabrałam się za czytanie nowo wypożyczonej książki. Tak się wciągnęłam w lekturę, nie zauważając nawet jak późno się zrobiło.
Postanowiłam więc, że wezmę długą, relaksującą kąpiel. Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej. Nie wiem jak długo bym w niej leżała, ale powrót rodziców sprowadził mnie na ziemię.
Przywitałam się z nimi i po krótkiej wymianie zdań poszłam spać.
Rodzice nie wiedzieli o moich problemach. Interesowali się tylko swoją kancelarią. Ja tylko musiałam dobrze się zachowywać i mieć pozytywne oceny. Nic więcej ich nie interesowało. Nie miałam się komu zwierzyć. Ot taka zwyczajna, szesnastolatka bez przyjaciół.
Miałam dość swojego życia.

 Następnego dnia obudziłam się strasznie niewyspana. Prześladowały mnie wizje tego co miało się dzisiaj wydarzyć. Każdego dnia Alex ze swoimi kolegami mi dokuczali, więc dlaczego akurat dziś miałoby być inaczej?
Po przeprowadzeniu porannej toalety naciągnęłam zwykłe dżinsy, szarą bluzę oraz czarne trampki. Zawsze do szkoły chodziłam na pieszo. Zajmowało mi to góra dziesięć minut.
Zazwyczaj siedziałam sama pod klasą i rysowałam. Dziś zdecydowałam się na naszkicowanie smutnej dziewczyny przy wiolonczeli w zwiewnej, białej sukience.
-         Kogo my tu mamy? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos
-         Odwal się ode mnie. – syknęłam
-         Oj Klaro, Klaro... Dlaczego zawsze jesteś taka nie miła w stosunku do swoich kolegów, hm? – każde słowo kipiało sarkazmem i przesadnie słodkim tonem.
Nie odpowiedziałam. Alex zabrał mi więc kartkę sprzed nosa i cmokając poddał ocenie moje dzieło. Wydął wargi w łobuzerskim uśmiechu i zamaszystym ruchem podarł moją pracę. Zerwałam się z miejsca. Zaczęłam zbierać skrawki porwanego papieru.
- Nienawidzę Cię! – krzyknęłam. W tym samym czasie zza jego pleców wyłoniło się pozostałych dwóch kumpli. Wysoki szatyn o imieniu Sebastian i ciemny blondyn- Kordian.
Ten drugi popchnął mnie na ziemię i z hukiem upadłam na zimną, marmurową posadzkę szkolną. Na moje nieszczęście korytarz świecił pustkami. Cicho zapłakałam. Wprawiło ich to w wybuch śmiechu. Zdałam sobie sprawę, że przy upadku zdarłam sobie skórę na dłoni. Miałam się już podnieść, gdy ku mojemu zaskoczeniu drobna blondynka o zielonych oczach podeszła do mnie ignorując moich trzech prześladowców. Huknęła na nich lodowato:
 - Bawi was to?! Bawi was dręczenie innych? Wy cholerni egoiści! Spieprzać mi stąd!
Ekipa Alex’a wybuchnęła śmiechem, ale odeszli. Na szczęście.
-         Jestem Oliwia, a ty Klara, prawda? – spytała dziewczyna, pomagając mi wstać.
-         Tak, miło poznać, no i ... dziękuję za to ,że stanęłaś w mojej obronie- uśmiechnęłam się z wdzięcznością
-         Oj, to nic takiego, po prostu nie rozumiem dlaczego oni... – nie musiała kończyć.
-         Nie wiem, może to przez wygląd, charakter albo moje zachowanie – wyliczyłam
-         No coś ty – odkrzyknęła w odpowiedzi – Jesteś zbyt ładna. Może mój brat dlatego chce cię poderwać?- głośno się zastanawiała
Ja? Ładna? Dobre sobie... ale chwileczkę, co ona powiedziała? Brat??? Struchlałam...
-         O kogo ci chodzi?- spytałam ostrożnie. Panikując w duchu. Tylko nie on, proszę, nie bądź jego siostrą, proszę...
-         No chodziło o tego przystojnego bruneta Alex’a, a o kogo innego? – zaśmiała się w odpowiedzi.
Oczywiście nic nie szło po mojej myśli. Szczęście nigdy nie było dla mnie łaskawe.
Przyjrzałam się więc bliżej twarzy Oliwi. Rzeczywiście ich podobieństwo rzucało się w oczy.
-         Muszę już iść- odparłam znienacka. – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy- rzuciłam i odeszłam stamtąd jak najdalej.
  Pierwszy raz opuściłam zajęcia. Poszłam w moje ulubione miejsce. Mały zapuszczony pomost po tej stronie jeziora, do której nikt się nie zapuszczał. Koło pomostu rosła ogromna wierzba płacząca. Otulała pomost swoimi pędami, niczym długimi rozczapierzonymi palcami. Siedząc tam czułam się jak w jakiejś tajemnej komnacie. Uwielbiałam to miejsce. Co ja mówię. Kochałam! Było moją ucieczką od świata, prawdziwego świata. Przebywając tam z reguły rysowałam, ale dzisiaj musiałam sobie wszystko po kolei poukładać. Wiedziałam na pewno, że Oliwia, (Tak. Ta śliczna, przemiła dziewczyna) jest siostrą mojego oprawcy. Kompletne jego przeciwieństwo.  Powiedziała, że pewnie mu się podobam. HA! Gorszej głupoty nie słyszałam. No chyba że... nie byłam w końcu taka zła. Długie, do pasa falowane, mahoniowe włosy, ciemnozłote oczy, smukła sylwetka... Spojrzałam przez chwilę na siebie od tej pozytywnej strony, ale nie mogłam przestać myśleć o dzisiejszych wydarzeniach.
Zaczęłam więc szkicować. Nie zdając sobie z tego sprawy narysowałam parę oczu. Tak bardzo znaną parę oczu... .
 Na pomoście spędziłam sześć godzin, akurat tyle ile miałam zajęć. Zdążyłam w tym czasie naszkicować kilka portretów Alex’a. Popadałam chyba w jakąś obsesję. Gdy go widziałam, serce mocniej łomotało w mojej klatce piersiowej, galopowało przez ocean moich uczuć.
Niestety ja byłam ofiarą a on napastnikiem. Nie mogłam jednak przestać o nim myśleć. Byłabym nawet skłonna mu wybaczyć wszystkie krzywdy jakby stanął przede mną i przeprosił. Moje wyobrażenia musiały jednak spalić na manowce.
 Pobyt na pomoście zajął mi więcej czasu niż na początku myślałam. Zrobiło się ciemno, dlatego postanowiłam, że wrócę do domu. Chcąc skrócić sobie drogę ruszyłam w kierunku parku. Z reguły o tej porze nikt się tam nie kręcił, więc myślałam, że bezpiecznie wrócę do swojego pokoju i zaszyję się gdzieś w kącie. Jakże ja się myliłam!
 Nieopodal w zwartej grupie ujrzałam trzech niezbyt sympatycznych kolesi. O odwrocie nie było mowy. Chciałam ich jakoś wyminąć, ale nie uszła ich uwagi moja obecność. Otoczyli mnie. Strach przeszył mnie aż do szpiku kości.
Jeden z nich popchnął mnie w pewnym momencie na ziemię, upadając uderzyłam w coś głową. Słyszałam strzępki ich rozmów. W pewnej chwili wydawało mi się, że usłyszałam słowo „gwałt”...
Uciekaj! Krzyczała moja podświadomość, jednak ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle poczułam ból w okolicach klatki piersiowej. Potem drugie uderzenie. Zmusiłam się do krzyku, ale natychmiast zatkali mi usta dłonią. Próbowałam kopać, gryźć, wyszarpywać się z ich żelaznego uścisku. Na marne. Coraz bardziej mnie bili, Coraz bardziej zapalczywie, coraz bardziej pogrążałam się w nicość. Modliłam się tylko, żeby zostawili mnie w spokoju. Wtem otwierając na chwilę oczy zobaczyłam jakąś postać idącą energicznie w naszym kierunku. Była to osoba, która miała mi pomóc, albo doprowadzić do mojej zguby...


 Postanowiłem się przejść. Musiałem ochłonąć.
Dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem się dziwnie. Był taki moment, w którym Klara spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem ból. Ból, strach i coś jeszcze, ale nie potrafiłem tego nazwać. Pierwszy raz pomyślałem o niej nie jak o dziwaczce, którą należy dręczyć, a o równej sobie dziewczynie.
Wróciłem jeszcze raz do momentu, w którym Kordian, Sebastian i ja zaczepiliśmy ją po raz pierwszy. Było to tak, że dręczyliśmy jakiegoś małolata, a ona stanęła w jego obronie. Wtedy postanowiliśmy, że skoro jest taka odważna niech się wykaże i od tamtej pory nie dajemy jej spokoju.
Była cichą, spokojną, dziewczyną. Albo z nosem w książkach, albo w swoim szkicowniku. Dzisiaj jednak moja siostra- Oliwia stanęła w jej obronie podczas naszego codziennego napadu na nią, a gdy wróciłem do domu dała mi takie kazanie jak nigdy.  Musiałem wyjść, po prostu musiałem. Oliwia ma osiemnaście lat i choć jest ode mnie tylko o rok starsza traktuje swoją rolę niańczenia mnie zbyt poważnie. Odkąd zaczęliśmy mieszkać sami ojciec raczej niezbyt się nami interesuje. Wyjechał do Włoch i jest tam od jakiegoś czasu. Jedyne co robi to przesyła co miesiąc pieniądze...
W tym momencie musiałem przerwać swój wewnętrzny monolog, gdyż usłyszałem krzyki. W oddali zobaczyłem trzech wyrostków, którzy atakowali jakąś dziewczynę, dziwnie znajomą...
Energicznym krokiem podszedłem do nich, po chwili odwrócili się w moją stronę.
-         Czego tu szukasz? – spytał jeden z nich
-         A wy czego tu szukacie, możecie zostawić ta biedną dziewczynę do cholery! W tym właśnie momencie zerknąłem na nieprzytomną. Te włosy, rysy twarzy, sylwetka. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To była Klara! Niegdyś nękana przeze mnie, teraz przez nich... cóż za ironia losu.
-         Uciekać mi stąd! Zadzwonię zaraz na policję! – krzyknąłem w końcu.
-         A co nam mogą zrobić!?- wydyszał jeden z oprawców i rzucił się w moją stronę. Z łatwością dałem mu radę. Przez lata trenowałem sztuki walki. Dwóch następnych również chciało pomóc koledze. Starałem się jak mogłem by ich powstrzymać, pomagało mi to, że byli kompletnie pijani. Widząc pokaz moich umiejętności oraz swojego pełznącego już po ziemi kumpla odeszli wyzywając i przeklinając głośno moją osobę. Patrzyłem w ich stronę z obrzydzeniem i płonącą nienawiścią.
Dopiero wtedy sobie przypomniałem o niej. Walka pochłonęła całą moją uwagę.
Pobiegłem do półprzytomnej dziewczyny. Widać było, że cierpiała.
-         Hej, obudź się! Klara, słyszysz! To ja Alex... proszę.
 Klara poruszyła powoli powiekami i na powrót je zamknęła. Miałem jednak plan. Był dość szalony, że tak powiem. Najpierw jednak wyciągnąłem telefon z jej torby i napisałem w jej imieniu do rodziców, żeby się nie martwili bo przenocuje dziś u przyjaciółki. Nie byłem do końca pewnie czy takowa istnieje, ale musiałem zaryzykować. Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do siebie
 Mieszkałem jakieś dwieście metrów od tego nieszczęsnego parku. Całe szczęście, że Oliwi nie było w domu. Po naszej kłótni wyszła z mieszkania. Pewnie przebywała teraz u znajomych na jakieś imprezie i wróci dopiero przed południem. Miałem więc wolny dom. Wchodząc położyłem Klarę w swoim pokoju na łóżku. Przyniosłem z łazienki apteczkę. Zdjąłem jej buty, skarpetki, kurtkę i spodnie. Zmyłem ślady krwi te najbardziej widoczne i największe. Następnie opatrzyłem jej rany. W międzyczasie zauważyłem ogromne siniaki i mniejsze zranienia na rękach, nogach i brzuchu. Nadal się nie budziła. Jednak gdy zbliżyłem dłoń do jej ust poczułem zimny oddech. – Jesteś już bezpieczna. – powiedziałem.
Nakryłem ją kocem i wyszedłem.
Sam położyłem się na kanapie w salonie. Nadal nie mogłem przyjąć do świadomości tego co się wydarzyło jakiś czas temu. Trzech zbirów, pobita dziewczyna leżąca w pokoju obok, swoje „bohaterskie” zachowanie... Musiałem coś z tym zrobić. Gdy Klara się rano obudzi poproszę ją o wybaczenie. A jak nie będę błagał na kolanach. Nie wiadomo kiedy podświadomość podsunęła mi myśl, że zaczęło mi na niej zależeć.
- Nie bój się, od teraz nic cię się przy mnie nie stanie,- wyszeptałem te słowa w ciemność, w przerażającą, milczącą i cichą ciemność. 


Czułam, że się unoszę. Bolało mnie całe ciało, Nie mogłam się nijak ruszyć. Jednakże wiedziałam, że ktoś mnie unosi i gdzieś zanosi. „To koniec, już po mnie”- pomyślałam.
Gdy w końcu po jakimś czasie, który wydawał mi się wiecznością, poczułam pod sobą  miękki materac. Czułam na sobie czyjś dotyk. Bałam się, że to tych trzech zbirów śmie mnie dotykać, ale zmieniłam zdanie, gdy mój umęczony umysł podsunął mi ostatnią wypowiedź, którą zarejestrował: „jesteś już bezpieczna”. Wydawało mi się, że znam ten głos, ale... Nie miałam siły. Byłam coraz bardziej senna. Pogrążyłam się w bajkowej krainie swojej wyobraźni. Coraz bardziej sięgając dna bezkresnej fantazji, coraz głębiej i głębiej.


















                                                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz