niedziela, 5 czerwca 2016

Na granicy światów 3

                                                                       ROZDZIAŁ 3


 Śniąc, czułam bliskość swojej mamy. Czułam jej zapach, dotyk, ciepły oddech na swojej skórze. W moim zapuchniętym od wspomnień umyśle pojawiały się powoli wszystkie momenty ze wspólnego życia począwszy od dzieciństwa. 
Sytuacje, w których spędzaliśmy czas całą rodziną zdarzały się nieprawdopodobnie rzadko. Bardzo teraz tego żałowałam.
W tym momencie tylko śniąc mogłam powrócić do bezproblemowego, pełnego fantazji dzieciństwa.
Będąc gdzieś na granicy jawy i snu poczułam na policzkach kolejne, pojedynczo spływające, gorące łzy. Ostatnie wydarzenia przytłoczyły mnie do tego stopnia, że w każdej chwili spodziewałam się mordercy w swoim progu. Najcichszy szept, podmuch wiatru, albo skrzypnięcie podłogi  wprowadzało mnie w stan paranoicznego lęku. Musiałam się od tego uwolnić. Jedyną osobą, której najbardziej potrzebowała moja poraniona dusza był Aleks.
Pamiętam, że wczoraj zanim zmorzył mnie sen był przy mnie. Teraz jednak nigdzie go nie widziałam.
 Wstałam nagle z fotela, omiotłam spojrzeniem salon. Nic. Pobiegłam na górę, sprawdziłam łazienkę, wszystkie pomieszczenia, też nic. Nie spotkałam nawet swojego taty, ale pewnie dlatego, że załatwiał sprawy związane z pogrzebem mamy. Usiadłam na schodach chcąc zadzwonić do niego, lecz padła mi bateria. No świetnie! Jak niby miałam zachować jasność umysłu, skoro po morderstwie mojej matki, wszyscy nagle znikają z domu, bez słowa wyjaśnienia? Ta chora sytuacja doprowadzała mnie na skraj obłędu. A jeszcze bardziej myśl, że właśnie ktoś przed chwilą otworzył drzwi i bezszelestnie udał się do mojego salonu. A co, jeśli ten ktoś jest winny śmierci mamy? A co, jeśli ten ktoś przyszedł teraz po mnie? Zerwałam się ze schodów i popędziłam do salonu, chcąc stawić czoło nieznajomemu. Stanęłam jednak jak wryta po tym jak tym nieznajomym okazał się Aleks. Odetchnęłam z ulgą, jednak zaraz spoważniałam.
-         Obiecałeś, że będziesz zawsze, kiedy będę cię potrzebować, a ty tak po prostu wychodzisz? – Zaskoczyła go moja złość. 
-         Przepraszam, Klara, naprawdę przepraszam, ale moja siostra martwiła się zarówno o mnie jak i o ciebie. Żeby ją uspokoić musiałem wrócić.
Oliwia wie? Pewnie jej powiedział. Skoro tak sprawy się mają, to... nie mam się chyba za co na niego wydzierać, prawda? Podeszłam do niego, przytulając się. Odwzajemnił mój uścisk.
-         Już się martwiłam, że coś ci się stało. – Powiedziałam cichutko.
-         Posłuchaj, nigdzie się nie wybieram. Wiem, że twoje zaufanie do mnie jest mocno ograniczone. – oznajmił ze smutkiem. – Jednak chciałbym abyś mi darowała te wszystkie chwile, kiedy ci dokuczałem, a właściwie dokuczaliśmy... – zawiesił głos,
a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież już to przerobiliśmy, u niego w domu. Wyślizgnęłam się z jego ramion i rzuciłam mu pytające spojrzenie.
-         Już ci wybaczyłam, wiesz o tym.
-         Tak, wiem, nadal to do mnie nie dociera. Przez cały ten czas nie dostrzegałem tego jak dobrą i wspaniałą dziewczyną jesteś. Pomimo tego wszystkiego ty mi wybaczyłaś. Tak po prostu. Nie zasługuję na to.
Jego słowa wbijają mnie w podłogę. Och, tak bardzo chciałabym aby wiedział, co do niego czuję.
-         Wiem, że robiłeś źle, ale wiem również, że jesteś w stanie się dla mnie zmienić.
-         Tak, właśnie tego chcę.
Kiedy Aleks wypowiadał te słowa patrzyłam mu prosto w oczy. W tamtej chwili, zapomniałam o swojej mamie, zapomniałam o przytłaczających mnie uczuciach. Liczył się tylko blask bijący z jadeitowej zieleni jego spojrzenia.
 W czasie, gdy tak staliśmy naprzeciw siebie drzwi otworzyły się i pojawił się w nich mój tata. Z jego twarzy można było wyczytać udrękę oraz cierpienie jakie w sobie nosi po utracie swojej ukochanej żony. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam.
-         W takim razie nie będę wam już przeszkadzał. – powiedział nagle Aleks. – Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz potrzebowała mojego wsparcia.
Podszedł do nas, podając dłoń mojemu ojcu i pożegnał się z nim, wychodząc. Wybiegłam za nim wypowiadając jego imię. Odwrócił się w moją stronę z uniesionymi brwiami.
-         Dziękuję za to, że przy mnie byłeś w tak niesprzyjających okolicznościach.
-         Nie mógłbym cię zostawić samej. Jeżeli jest coś, co mogę dla ciebie jeszcze zrobić po prostu powiedz.
-         Bardzo bym chciała abyś był przy mnie na pogrzebie mojej mamy.
-         Oczywiście, jeśli tylko tego chcesz. – powiedział uśmiechając się. Odwzajemniłam ten gest po czym każde z nas odeszło w swoją stronę.
W domu jeszcze długo rozmawiałam ze swoim tatą o pogrzebie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Jutro o dwunastej miałam się ostatecznie oraz nieodwołalnie pożegnać ze swoją mamą. Już nigdy więcej miałam jej nie zobaczyć. Ta myśl była tak przejmująca, że poczułam na twarzy gorące łzy. Wybiegłam z salonu, zerwałam kurtkę z wieszaka i pomimo tego, że zaczęło się ściemniać pobiegłam w swoje miejsce – na pomost pod wierzbą płaczącą. Usiadłam tam zupełnie sama w samotności i ciszy pozwalając płynąć swoim łzom. Mama by tego nie chciała. Na pewno tam, gdzie teraz się znajduje, jest szczęśliwa. Wiem, że nie chciałaby moich łez. Już wystarczająco się napłakałam. Moja kochana mamusia zasługuje na jak najlepsze życie. Nawet jeśli po śmierci nie jest do końca życiem.

                                                                     
                                                                         ***

 Już od dziesięciu minut przyglądałam się sobie w lustrze. Nigdy nie wyglądałam, aż tak ponuro. Czarna sukienka, buty, płaszcz w połączeniu z trupio bladą twarzą wykrzywioną bólem stwarzały wrażenie wyeliminowanej ze społeczności dziewczyny. Tak właśnie się czułam. Miałam świadomość, że każdy kiedyś przeniesie się w lepsze miejsce, ale pogodzić się z tym nie potrafiłam.
 Punktualnie o godzinie 12 dojechaliśmy na cmentarz. Spostrzegłam spoza kotary łez, nawet nie zauważyłam kiedy się pojawiły, że przybyło dużo osób. Bliska rodzina, przyjaciele, koleżanki i koledzy z pracy mamy. Wszyscy przygnębieni, wszyscy płaczą. Naprawdę nie wiedziałam jak to zniosę. Potrzebowałam teraz samotności i spokoju. Zrozpaczeni ludzie mi w tym nie pomagali, Wystarczą mi moje łzy. Spośród tłumu udało mi się wyłowić spojrzenie Aleksa. O dziwo on się uśmiechał. Naprawdę się uśmiechał! Uniosłam delikatnie wargi, patrząc w jego stronę, jako podziękowanie, że chcę mnie w ten sposób wesprzeć. 
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Był jedynym pozytywnym promieniem nadziei. Wiedziałam, że wszystko z czasem się jakoś ułoży.
 Kościół w którym miała się odbyć msza żałobna był skromny. Po lewej i po prawej stronie znajdowały się ławki a na samym środku czarna, lśniąca trumna. Serce podeszło mi do gardła. Wolnym krokiem podeszłam do ciała matki. Nawet teraz wyglądała pięknie w białej sukience z czarnym różańcem owiniętym wokół nadgarstków. Wyciągnęłam dłoń w stronę jej zimnego już policzka. Pogłaskałam ją po nim delikatnie, zamykając oczy. To już ostatnia chwila, w której będziemy razem, przynajmniej fizycznie, gdyż w moim sercu zawsze będzie żyła. Wolałam sobie wyobrażać, że zapadła w długi, wieczny sen. Cofnęłam rękę, odchodząc w stronę taty. Kątem oka zauważyłam Aleksa stojącego w rogu Kościoła.
 W końcu nadeszła chwila w której kapłan rozpoczął tę smutną ceremonię. Prawdę mówiąc niewiele z tego pamiętam. Wyłączyłam się, wlepiając swoje spojrzenie w trumnę.
Potem tylko zmusiłam swoje otępiałe ciało do marszu w stronę wykopanego już grobu.
Wszystko docierało do mnie wolniej.

Już Cię nie zobaczę mamo.

Nie ujrzę Twojego uśmiechu.

Nie usłyszę Twojego głosu.

Nie poczuję Twojego opiekuńczego dotyku.

Odeszłaś ode mnie.

Na zawsze.

 Głuchy odgłos trumny uderzającej o ziemię zachowa się w mojej pamięci.
Tak samo jak rozpaczliwy szloch wydobywający się z mojego gardła i słone łzy wytyczające mokre strumienie na mojej twarzy. 
Opadam na kolana z bezsilności.
Ciepła para ramion zielonookiego chłopaka, trzymająca mnie w uścisku.
Zapewnienie bezpieczeństwa.
Siedzimy tak razem, wtuleni w siebie jeszcze dobre dwie godziny.

                                                                        
                                                                          ***

 Teraz, leżąc w łóżku, rozmyślam o tym wszystkim. Nie mogę zawieść mamy a przede wszystkim siebie. Muszę sobie obiecać, że będę silna. Nic nie może mnie złamać. Nic ani nikt. Nie poddam się tak łatwo.
Zrobię wszystko, żeby mama była ze mnie dumna, gdziekolwiek jest.
Nie pozwolę sobie już na płacz. Będę dzielna.
Śmierć powinna być czymś naturalnym w końcu jest częścią życia.
Jedni ludzi odchodzą by zostawić miejsce dla innych, nowych istnień.
Szkoda tylko, że nikt nie ostrzega nas przed tym jak wiele bólu i cierpienia za sobą niesie, zbierając wciąż nowe ofiary, w postaci ludzi, po których zostają jedynie wspomnienia.

 Wybierz swoje ostatnie słowa, które wypowiesz

To ostatni raz,

Ponieważ Ty i Ja narodziliśmy się po to, aby umrzeć


Narodziliśmy się po to, aby umrzeć

Narodziliśmy się po to, aby umrzeć*



 Zamykam oczy czkając na sen, który niespodziewanie sprawia, że powieki opadają, wydobywając spod siebie ostatnią łzę, oddaną za osobę która ofiarowała mi życie.

Kocham Cię mamo.

To ostatnie słowa, które wypowiadam nim całkowicie oddaje się w objęcia Morfeusza.















* fragment piosenki Lany Del Rey „Born to be die”



 



środa, 4 lutego 2015

Na granicy światów 2

                                                                     ROZDZIAŁ 2

 Powoli, sennie oraz ospale podniosłam powieki. Bolało mnie dosłownie wszystko. Czułam się tak jakbym wpadła pod autobus. Jęknęłam przeciągając się. Moje miękkie zazwyczaj łóżko z satynową pościelą było zadziwiająco twarde. No właśnie, moje łóżko...
Chwila! Doznałam olśnienia. To nie jest moje łóżko! Gdzie ja jestem do cholery?
Podniosłam się ociężale i usiadłam niepewnie. Rozejrzałam się niespokojnie. Tak, na pewno byłam tu po raz pierwszy.
 Pokój był dość duży. Dwuosobowe łóżko, na którym siedziałam znajdowało się pod oknem naprzeciwko drzwi. Po lewo umieszczone było biurko i szafa. Po prawo stała kanapa wraz ze stolikiem kawowym. Na środku dało się zauważyć granatowo – szary dywanik, pasujący do niebieskiego koloru ścian. Odwróciłam głowę. Budzik na stoliku nocnym wskazywał na godzinę dziesiątą. Szeroko otworzyłam oczy ze zdumienia. CO??? Już dawno powinnam być w domu! Rodzice się pewnie martwią, może nawet zadzwonili na policję... Szlag! Akurat to mnie musiało się to przytrafić. Przydomek „ofiary losu” pasuje do mnie idealnie.
Nie wiem gdzie jestem, u kogo jestem, co tu robię, jak się tu znalazłam i wiele podobnych pytań. Od tego wszystkiego zaczęła mnie jeszcze bardziej boleć głowa. Czułam się bezradna, obolała oraz zagubiona. Po moim policzku spłynęło kilka pojedynczych łez. Zwinęłam się w kłębek, otulając  obolałe ciało ramionami. Podczas tego manewru dostrzegłam na przedramieniu kilka zadrapań i siniaków. Z dziwnym przeczuciem odrzuciłam kołdrę. Ujrzałam jeszcze więcej ran. Na niektóre z nich, podejrzewam, że na te większe, ktoś przykleił plastry. Coś mi zaczęło świtać.
Było ciemno i wracałam z pomostu, skracając sobie drogę przez park. To wiedziałam na pewno. Później tylko ból, ciemność i pustka. No może niezupełnie. Przypominam sobie moment, w którym unoszę się w powietrzu, a następnie ktoś do mnie przemawia. Wydawać by się mogło, że go skądś kojarzę. Po pięciu minutach dociekania kto jest właścicielem owego, tajemniczego głosu, doszłam do wniosku, że nie mogę przesiedzieć tutaj całego dnia. Zauważyłam swoje spodnie wiszące na oparciu krzesła. Wstałam i założyłam je pospiesznie. Miałam już wyjść, gdy dostrzegłam swoje odbicie w lustrze, które wcześniej przeoczyłam.
Przeczesałam palcami jako tako włosy. Nie było źle, ale dobrze również nie było.
 Stanęłam przed drzwiami. Zebrałam w sobie całą odwagę. Pomijając uczucie strachu. Nacisnęłam lekko na klamkę, drzwi otworzyły się bezdźwięcznie. Wyszłam na długi korytarz.
Po lewo były drzwi wejściowe, po prawo mogłam dostrzec zarysy kanapy w salonie oraz stół kuchenny. Niepewnym krokiem podchodziłam coraz bliżej celu. Postanowiłam w tym momencie odezwać się. Odchrząknęłam najciszej jak umiałam.
-         Przepraszam, jest tu ktoś?- spytałam cicho, prawie szeptem. Wtedy właśnie zza rogu
wyłoniła się postać chłopaka. Spojrzałam na niego jak na wariata. Przecież to był Alex! A co jeśli nie zauważyłam go wcześniej tam w parku? Jeśli to on mnie tu zaciągnął i nie wiadomo co ze mną zrobił? Cofnęłam się instynktownie. Wprost nie mogłam uwierzyć w swoje beznadziejne szczęście! Pomyślałam, że jestem chyba największym pechowcem na świecie.
Czułam, że zaraz zemdleję. Alex nie zważając na moją „obronną taktykę” wycofania się podszedł bliżej. Złapał mnie za rękę. Mocno oraz zdecydowanie. Syknęłam z bólu. Dotknął akurat miejsca, na którym widniał kolejny siniak wraz z nadszarpniętym nadgarstkiem.
Nie cofnął jednak swojej dłoni .
-         O co tutaj chodzi?! – wrzasnęłam ignorując ból, jednocześnie próbując się oswobodzić.
-         Posłuchaj, ja ci to wszystko wytłumaczę, ja... ja ci tylko pomogłem – odparł.
-         Pomogłeś? – zapytałam, niedowierzając – Jakoś do tej pory nie szczędziłeś mi upokorzeń. A teraz mi mówisz, że mi pomogłeś? Dobre sobie! Lepiej mi powiedz co ja tutaj do diabła robię!
-         Tam w parku... to znaczy, akurat byłem się przejść, no i zauważyłem, jak trzech kolesi atakuje jakąś dziewczynę.  Nie myślałem długo i przegoniłem ich. Nie wiedziałem że to ty. Nie mogłem cię tam zostawić, a do domu sama wrócić nie mogłaś. Napisałem więc smsa do twoich rodziców, że nocujesz u koleżanki bo zrobiło się późno a nie chcesz wracać po ciemku do domu. Tyle.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie byłam pewna czy mówił prawdę. Spojrzałam mu w oczy. Nigdy nie przyglądałam się im z bliska. Ich jadeitowa zieleń  przeszywała mnie na wskroś. Promieniowała dzikim, oślepiającym blaskiem. Całkowicie rozpłynęłam się pod tym niebiańskim spojrzeniem. Musiałam się jednak ocknąć. To nie była pora na romantyczne uniesienia. Miałam być przecież wściekła!
-         To wszystko co masz mi do powiedzenia? Nie pomyślałeś może, że nie mam żadnej przyjaciółki? Rodzice na pewno nie uwierzyli w taką bajeczkę!
-         Przepraszam, nie wiedziałem
-         Nie wiedziałeś? Nikt w szkole nie chce wam podpaść! Wszyscy się boją ciebie i twoich kumpli od siedmiu boleści. Mają świadomość tego, że przyjaźniąc się ze mną mogliby wam nadepnąć na ogon! – krzyknęłam – Waszą nienawiść czuć w powietrzu.
-          Teraz też ją czujesz? Hę? Klara, wysłuchaj mnie, choć jeden raz! Żałuję tego czego dopuszczałem się wobec ciebie.  Nie chcę już tego więcej robić. Nie chcę już nikogo krzywdzić. Zrozumiałem to wtedy w parku. Gdy tamci cię pobili...
            Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Już nigdy więcej, obiecuję!
Zamurowało mnie. Zawsze marzyłam o tej chwili. Gdy podchodzi do mnie i szczerze przeprasza, żałując swoich postępków. Wiedziałam, że wtedy nie mogłabym się dłużej opierać. Wybaczyłabym mu. Tak właśnie myślałam. Teraz stojąc przed nim dopadły mnie wątpliwości. Znowu nasuwały mi się kolejne pytania. Co jeśli tylko udaje? A jak to on zaplanował tę akcję z pobiciem? To co wtedy? Mam mu wybaczyć? A może odesłać tam gdzie pieprz rośnie i uciekać jak najdalej od niego?
-         Tak szczerze to nie wiem co mam o tym myśleć – westchnęłam..
-         Klara, proszę, zaufaj mi.
-         Jak mam ci zaufać, co? Po tym wszystkim?
-         O nic więcej nie proszę. To nie jest wiele.
-         Nawet nie wiesz, ile ode mnie wymagasz. – warknęłam. Odwróciłam się na pięcie z zamiarem pójścia po resztę swoich rzeczy i wyjścia z jego domu.
-         Zaczekaj! Nie odchodź, nie teraz, błagam...
Zatrzymałam się. Po raz kolejny nie zapanowałam nad emocjami i łza zakręciła mi się w oku.
Alex nadal trzymał mnie za bolący nadgarstek. Nie wiedziałam, że tak może mnie zaskoczyć.
Wybaczając mu spowodowałabym taki niepisany sojusz między nami. Rozlała się we mnie fala mieszaniny uczuć: radości, złości, smutku i niepokoju. Ponownie się odwróciłam. Tym razem, żeby go przytulić. Kiedy objął mnie ramionami, rozpłakałam się. On tylko mnie pocieszał i czule głaskał po głowie. Czule? Nie mogłam w to uwierzyć! Sądziłam, że nigdy nic miłego nie spotka mnie z jego strony. Jak ja się myliłam! Wypowiedzenie tych słów, chociażby w myślach dało mi poczucie błogiego spokoju.
Ta chwila niestety nie mogła dłużej trwać, musiałam wracać do domu. Weszłam ponownie do pokoju. Wzięłam swoją torbę oraz założyłam buty.
Gdy miałam opuścić pomieszczenie Alex wyciągnął ze swojej kieszeni dżinsów mój telefon, podając mi go .
-         Zapisałem ci mój numer, w razie potrzeby dzwoń. – powiedział.
-         Dziękuję – odparłam.
-         Jak chcesz mogę cię odprowadzić. – zaoferował  
-         Nie dzięki, teraz już powinnam sobie poradzić. – odpowiedziałam uśmiechając się.
-         Jesteś pewna?
-         Tak, jestem. W dzień nikt mi raczej nic nie zrobi. – zawiesiłam na chwilę głos, by dodać: –  Dziękuję za to, że się mną zaopiekowałeś. No i, przepraszam, że nakrzyczałam na ciebie.  
-         Nic nie szkodzi, należało mi się w stu procentach.
Ponownie posłałam mu smutny uśmiech. Wychodząc z klatki przywitała mnie niezbyt przyjemna pogoda, zbierało się na deszcz, a na dodatek kilka kropel deszczu spadło z zachmurzonego nieba. Droga powrotna zajęła mi piętnaście minut. Porządnie lunęło gdy przekroczyłam  próg swojego domu. Los się jednak do mnie uśmiechnął. W przedpokoju podczas ściągania kurtki zauważyłam kartkę. Przeczytałam ją.

Klara!

Wpadłem tylko na chwilę, żeby się spakować. Muszę jechać na trzydniową konferencję. Mama powinna niedługo wrócić. Przepraszam, że znowu muszę wyjechać. Całusy.
                                                                                                                                             Tata

Znowu to samo, konferencje, spotkania biznesowe, bankiety. Coraz więcej czasu rodzice poświęcali pracy. Oprócz liściku, dostrzegła jeszcze telefon taty. Musiał go zapomnieć w pośpiechu. Nie mogłam się powstrzymać i odblokowałam klawiaturę. Na ekraniku widniał komunikat o nowej wiadomości. Była ode mnie... Pisało w niej:

Tato, nie martw się. Jest już późno, więc zostaję na noc u przyjaciółki. Nie gniewaj się na mnie. Klara

No tak! Przecież Alex wysyłał tą wiadomość. Szczęście kolejny raz dało o sobie poznać. Teraz musze tylko przekonać mamę, że nic się nie dzieje. Wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu. Mama powinna być teraz w pracy. Do czasu aż wróci zdążę wymyślić jakąś wymówkę. Weszłam do salonu. Tam stał odwrócony w stronę kominka duży, skórzany fotel. Mogłam tylko zauważyć swobodnie położoną rękę matki na oparciu.
        Mamo? Tak wcześnie wróciłaś?
W odpowiedzi nie usłyszałam nic, podeszłam do fotela.
        Mamo, słyszysz mnie?
W tym momencie doznałam wstrząsu. Dotknęłam jej przedramienia, spodziewałam się, że zasnęła, ale się myliłam. Ręka była zimna jak lód. Drżącymi dłońmi odwróciłam głowę swojej matki w moją stronę. Wrzasnęłam, kiedy tylko ją odwróciłam. Jej szkliste oczy były szeroko otwarte. Z nosa i kącika ust leciały strużki, zaschniętej krwi. W jej klatkę piersiową ktoś wbił stalowe ostrze. Błękitną sukienkę zdobiła plama karmazynowej cieczy. Zaczęłam krzyczeć, błagać los o litość. Prosić o to, żeby to nie była prawda. To był sen. To wszystko to jeden wielki koszmar. Padłam na kolana tuląc swoją mamę. Szlochałam, roniąc coraz więcej łez. Byłam bezradna. Chciałam zatelefonować do taty, ale jego telefon nadal był w domu. Jedyna osobą, która przyszła mi do głowy był Alex. Powiedział przecież, że jeśli będę go  potrzebować mam dzwonić.
Nie czekałam dłużej. Trzęsąc się wybrałam jego numer. Odebrał po trzech sygnałach.
-         Klara? To ty?
-         Alex, ja... przyjdź proszę... – wydusiłam z siebie, trzęsącym się głosem.
-         Ale co się stało?
-         Przyjdź, błagam cię.
-         Dobra, zaraz będę.
Rozłączył się, a ja byłam przerażona, by gdziekolwiek sama dzwonić, nie potrafiłam się opanować. Przesunęłam się po ścianie, by skulić się na podłodze. Nie mogłam w to uwierzyć.
 Ktoś zamordował moją matkę! Włamał się wtedy, kiedy ja byłam u Alex’a, a tata na wyjeździe. Nie znałam nikogo kto mógłby dopuścić się takiego czynu. Wszyscy szanowali moich rodziców. Byli ważni w swoim towarzystwie. Nikt z nich nie mógł tego zrobić. Chyba że był to ktoś, kto przegrał jakąś rozprawę i teraz chce się zemścić. Nic już nie miało sensu. Zostałam sama. Mimo, że nie dogadywałam się z mamą to nią jednak była! Oddałabym wszystko by mogła żyć. Nie docierało do mnie, jak ktoś mógł być tak podły i bezlitosny...
W tym momencie drzwi się otworzyły. Podniosłam spanikowana głowę. Lekko mi ulżyło, gdy ujrzałam w nich Alex’a. Podszedł do mnie przestraszony.
-         Co się stało? Przez telefon brzmiałaś nienajlepiej.
-         Nienajlepiej? Naprawdę? – w tym momencie wstałam. – Ktoś zabił moją matkę! Czuję się zszokowana, obłąkana, wściekła i bezradna! – znów zaczęłam płakać
-         Jak to ktoś zabił twoją matkę? Gdzie ona teraz jest?
-         W salonie – wykrztusiłam
W jednej chwili pobiegł tam. Chyba sprawdzał jej tętno. Wrócił blady jak ściana.
-         Wiesz, kto mógłby...
-         Nie mam pojęcia. Ktoś tu wszedł i ją zabił. – wyspałam pomiędzy kolejnymi napadami płaczu.
-         Dzwoniłaś już na policję?
Przecząco pokręciłam głową. On wyjął telefon i zrobił to za mnie. Potem mnie przytulił.
 Policja przyjechała po kilku minutach. Gdy zorientowali się w sprawie. Powiadomili kolejne oddziały policyjne. W moim domu roiło się od nieznajomych twarzy. Próbowali mnie wstępnie przesłuchać, ale nie powiedziałam ani słowa. Byłam zbyt zszokowana. Po kilku próbach zrezygnowali. Przepytywali również Alex’a, ale  nie mógł powiedzieć nic
prócz tego, że przyszedł tu dopiero po rozmowie telefonicznej ze mną oraz nic nie wie o zabójstwie. Czułam się wypompowana z emocji. Ze skrajnego załamania przeszłam w stan głuchego otępienia. Nic do mnie nie docierało. Ktoś musiał powiadomić mojego ojca, ponieważ po kilku godzinach przyjechał. Wiem tyle, że mnie przytulił. Potem urwał mi się film. Za kotarą łez nic nie dostrzegałam. Wszystko zlewało się w jedną wielką plamę.
 Ciało mojej matki zostało zabrane. Ojciec pojechał na policję. Został ze mną tylko Alex
Siedzieliśmy w cichym, ciemnym salonie. Jak najdalej od miejsca, w którym to się stało.
Nadal obłąkana, uspokoiłam się. Powstrzymałam płacz. Nie mogłam jednak  logicznie myśleć.
-         Potrzebujesz czegoś? – spytał Alex
-         Tak. Potrzebuję swojej mamy – rzekłam
-         Nie potrafię wskrzeszać zmarłych, ale mogę ci obiecać, że będę cię wspierał najlepiej jak umiem. Zgoda?
-         Zgoda. – odpowiedziałam mu smutno.

 W końcu po najgorszym dniu w moim życiu zapadłam w sen. Śniłam o nielicznych chwilach kiedy to szczęśliwie spędzaliśmy czas całą rodziną. Te czasy już niestety nie nastąpią. Nie miałam pojęcia co dalej. Pogrążając się we własnych rozważaniach tonęłam w mrocznej toni swojej świadomości. Miałam nadzieję na to, że wszystko się ułoży. Jednocześnie wiedząc, iż nadzieja to nie wszystko. 

Na granicy światów 1

                                                                 ROZDZIAŁ 1.  

 Siedziałam jak mam to w zwyczaju, w bibliotece. Przewracałam kartki jakieś książki, patrząc na litery niemym wzrokiem. Nawet nie skojarzyłam momentu, w którym wyciągnęłam tą książkę z półki. Rozmyślałam tylko o tym co się dziś wydarzyło. Mianowicie zostałam wystawiona na pośmiewisko przez Alex’a i jego bandę. Tym razem jednak było dużo gorzej. Zazwyczaj mój oprawca dokuczał mi gdzieś na uboczu, ale dziś nastąpił przełom i ośmieszył mnie przed całkiem dużym gronem zgromadzonych. Najpierw mnie popchnął, a ja znając swoją koordynację ruchową przewróciłam się i wpadłam wprost w kałużę. Wywołało to jednoczesny wybuch śmiechu. Gdy „próbowałam” wstać, Alex bezpardonowo wyjął telefon i zaczął nagrywać moje kolejne upadki, gdy próbowałam się podnieść. Jak już stanęłam na nogi, spojrzałam na niego wzrokiem bezbronnego stworzenia.
 Czułam jak oczy mi wilgotnieją. Do teraz słyszę te przezwiska i obelgi rzucane w moją stronę. Jego niedorozwinięci kumple próbowali mnie jeszcze uderzyć, ale „łaskawie” Alex ich od tego pomysłu odwrócił. Zastanawiałam się czasami, czemu to akurat mnie wybrali na swojego kozła ofiarnego. Dlaczego ja? Pewnie dlatego by sprawić sobie rozrywkę.
Rozmyślając tak o swoim ciężkim i okrutnym losie za oknem zobaczyłam go, idącego ze swoją paczką. Nienawidziłam tego jego wrednego uśmieszku na pięknej, nieskazitelnej buzi. Każda dziewczyna z naszego Liceum się w nim podkochiwała, ja też miałam do niego słabość. Nawet wtedy, gdy mnie obrażał, gdy wyśmiewał, wyzywał. Kiedy musiałam znosić jego szykany wobec mojej osoby. Jego hipnotyzujące i zniewalające spojrzenie dużych oczu o  barwie jadeitowej zieleni przyprawiało mnie o zawroty głowy. Wiedziałam jak to jest jak się kogoś kocha i jednocześnie nienawidzi. W tym momencie po moim zarumienionym policzku spłynęła maleńka łza. Szybko zamknęłam książkę i opuściłam bibliotekę.
 Oczywiście, jak to bywa jesienną porą zaczął padać deszcz. Całe szczęście, że byłam blisko domu i nie zdążyłam do końca przemoknąć.
- Cześć! Wróciłam! – przywitałam się przekraczając próg swojego mieszkania.
W odpowiedzi jednak nie usłyszałam dźwięcznego głosu matki i spokojnego tonu mojego ojca. Pewnie wyszli znów na jakąś wystawę albo do Teatru. Mają fioła na punkcie sztuki. Zapewne swój talent do malarstwa odziedziczyłam właśnie po nich. Nie zastanawiając się dłużej poszłam do swojego pokoju i sięgnęłam po swoje zeszyty. Odrobiwszy wszystkie zadania domowe, zabrałam się za czytanie nowo wypożyczonej książki. Tak się wciągnęłam w lekturę, nie zauważając nawet jak późno się zrobiło.
Postanowiłam więc, że wezmę długą, relaksującą kąpiel. Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej. Nie wiem jak długo bym w niej leżała, ale powrót rodziców sprowadził mnie na ziemię.
Przywitałam się z nimi i po krótkiej wymianie zdań poszłam spać.
Rodzice nie wiedzieli o moich problemach. Interesowali się tylko swoją kancelarią. Ja tylko musiałam dobrze się zachowywać i mieć pozytywne oceny. Nic więcej ich nie interesowało. Nie miałam się komu zwierzyć. Ot taka zwyczajna, szesnastolatka bez przyjaciół.
Miałam dość swojego życia.

 Następnego dnia obudziłam się strasznie niewyspana. Prześladowały mnie wizje tego co miało się dzisiaj wydarzyć. Każdego dnia Alex ze swoimi kolegami mi dokuczali, więc dlaczego akurat dziś miałoby być inaczej?
Po przeprowadzeniu porannej toalety naciągnęłam zwykłe dżinsy, szarą bluzę oraz czarne trampki. Zawsze do szkoły chodziłam na pieszo. Zajmowało mi to góra dziesięć minut.
Zazwyczaj siedziałam sama pod klasą i rysowałam. Dziś zdecydowałam się na naszkicowanie smutnej dziewczyny przy wiolonczeli w zwiewnej, białej sukience.
-         Kogo my tu mamy? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos
-         Odwal się ode mnie. – syknęłam
-         Oj Klaro, Klaro... Dlaczego zawsze jesteś taka nie miła w stosunku do swoich kolegów, hm? – każde słowo kipiało sarkazmem i przesadnie słodkim tonem.
Nie odpowiedziałam. Alex zabrał mi więc kartkę sprzed nosa i cmokając poddał ocenie moje dzieło. Wydął wargi w łobuzerskim uśmiechu i zamaszystym ruchem podarł moją pracę. Zerwałam się z miejsca. Zaczęłam zbierać skrawki porwanego papieru.
- Nienawidzę Cię! – krzyknęłam. W tym samym czasie zza jego pleców wyłoniło się pozostałych dwóch kumpli. Wysoki szatyn o imieniu Sebastian i ciemny blondyn- Kordian.
Ten drugi popchnął mnie na ziemię i z hukiem upadłam na zimną, marmurową posadzkę szkolną. Na moje nieszczęście korytarz świecił pustkami. Cicho zapłakałam. Wprawiło ich to w wybuch śmiechu. Zdałam sobie sprawę, że przy upadku zdarłam sobie skórę na dłoni. Miałam się już podnieść, gdy ku mojemu zaskoczeniu drobna blondynka o zielonych oczach podeszła do mnie ignorując moich trzech prześladowców. Huknęła na nich lodowato:
 - Bawi was to?! Bawi was dręczenie innych? Wy cholerni egoiści! Spieprzać mi stąd!
Ekipa Alex’a wybuchnęła śmiechem, ale odeszli. Na szczęście.
-         Jestem Oliwia, a ty Klara, prawda? – spytała dziewczyna, pomagając mi wstać.
-         Tak, miło poznać, no i ... dziękuję za to ,że stanęłaś w mojej obronie- uśmiechnęłam się z wdzięcznością
-         Oj, to nic takiego, po prostu nie rozumiem dlaczego oni... – nie musiała kończyć.
-         Nie wiem, może to przez wygląd, charakter albo moje zachowanie – wyliczyłam
-         No coś ty – odkrzyknęła w odpowiedzi – Jesteś zbyt ładna. Może mój brat dlatego chce cię poderwać?- głośno się zastanawiała
Ja? Ładna? Dobre sobie... ale chwileczkę, co ona powiedziała? Brat??? Struchlałam...
-         O kogo ci chodzi?- spytałam ostrożnie. Panikując w duchu. Tylko nie on, proszę, nie bądź jego siostrą, proszę...
-         No chodziło o tego przystojnego bruneta Alex’a, a o kogo innego? – zaśmiała się w odpowiedzi.
Oczywiście nic nie szło po mojej myśli. Szczęście nigdy nie było dla mnie łaskawe.
Przyjrzałam się więc bliżej twarzy Oliwi. Rzeczywiście ich podobieństwo rzucało się w oczy.
-         Muszę już iść- odparłam znienacka. – Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy- rzuciłam i odeszłam stamtąd jak najdalej.
  Pierwszy raz opuściłam zajęcia. Poszłam w moje ulubione miejsce. Mały zapuszczony pomost po tej stronie jeziora, do której nikt się nie zapuszczał. Koło pomostu rosła ogromna wierzba płacząca. Otulała pomost swoimi pędami, niczym długimi rozczapierzonymi palcami. Siedząc tam czułam się jak w jakiejś tajemnej komnacie. Uwielbiałam to miejsce. Co ja mówię. Kochałam! Było moją ucieczką od świata, prawdziwego świata. Przebywając tam z reguły rysowałam, ale dzisiaj musiałam sobie wszystko po kolei poukładać. Wiedziałam na pewno, że Oliwia, (Tak. Ta śliczna, przemiła dziewczyna) jest siostrą mojego oprawcy. Kompletne jego przeciwieństwo.  Powiedziała, że pewnie mu się podobam. HA! Gorszej głupoty nie słyszałam. No chyba że... nie byłam w końcu taka zła. Długie, do pasa falowane, mahoniowe włosy, ciemnozłote oczy, smukła sylwetka... Spojrzałam przez chwilę na siebie od tej pozytywnej strony, ale nie mogłam przestać myśleć o dzisiejszych wydarzeniach.
Zaczęłam więc szkicować. Nie zdając sobie z tego sprawy narysowałam parę oczu. Tak bardzo znaną parę oczu... .
 Na pomoście spędziłam sześć godzin, akurat tyle ile miałam zajęć. Zdążyłam w tym czasie naszkicować kilka portretów Alex’a. Popadałam chyba w jakąś obsesję. Gdy go widziałam, serce mocniej łomotało w mojej klatce piersiowej, galopowało przez ocean moich uczuć.
Niestety ja byłam ofiarą a on napastnikiem. Nie mogłam jednak przestać o nim myśleć. Byłabym nawet skłonna mu wybaczyć wszystkie krzywdy jakby stanął przede mną i przeprosił. Moje wyobrażenia musiały jednak spalić na manowce.
 Pobyt na pomoście zajął mi więcej czasu niż na początku myślałam. Zrobiło się ciemno, dlatego postanowiłam, że wrócę do domu. Chcąc skrócić sobie drogę ruszyłam w kierunku parku. Z reguły o tej porze nikt się tam nie kręcił, więc myślałam, że bezpiecznie wrócę do swojego pokoju i zaszyję się gdzieś w kącie. Jakże ja się myliłam!
 Nieopodal w zwartej grupie ujrzałam trzech niezbyt sympatycznych kolesi. O odwrocie nie było mowy. Chciałam ich jakoś wyminąć, ale nie uszła ich uwagi moja obecność. Otoczyli mnie. Strach przeszył mnie aż do szpiku kości.
Jeden z nich popchnął mnie w pewnym momencie na ziemię, upadając uderzyłam w coś głową. Słyszałam strzępki ich rozmów. W pewnej chwili wydawało mi się, że usłyszałam słowo „gwałt”...
Uciekaj! Krzyczała moja podświadomość, jednak ręce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle poczułam ból w okolicach klatki piersiowej. Potem drugie uderzenie. Zmusiłam się do krzyku, ale natychmiast zatkali mi usta dłonią. Próbowałam kopać, gryźć, wyszarpywać się z ich żelaznego uścisku. Na marne. Coraz bardziej mnie bili, Coraz bardziej zapalczywie, coraz bardziej pogrążałam się w nicość. Modliłam się tylko, żeby zostawili mnie w spokoju. Wtem otwierając na chwilę oczy zobaczyłam jakąś postać idącą energicznie w naszym kierunku. Była to osoba, która miała mi pomóc, albo doprowadzić do mojej zguby...


 Postanowiłem się przejść. Musiałem ochłonąć.
Dzisiaj pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem się dziwnie. Był taki moment, w którym Klara spojrzała na mnie. W jej oczach widziałem ból. Ból, strach i coś jeszcze, ale nie potrafiłem tego nazwać. Pierwszy raz pomyślałem o niej nie jak o dziwaczce, którą należy dręczyć, a o równej sobie dziewczynie.
Wróciłem jeszcze raz do momentu, w którym Kordian, Sebastian i ja zaczepiliśmy ją po raz pierwszy. Było to tak, że dręczyliśmy jakiegoś małolata, a ona stanęła w jego obronie. Wtedy postanowiliśmy, że skoro jest taka odważna niech się wykaże i od tamtej pory nie dajemy jej spokoju.
Była cichą, spokojną, dziewczyną. Albo z nosem w książkach, albo w swoim szkicowniku. Dzisiaj jednak moja siostra- Oliwia stanęła w jej obronie podczas naszego codziennego napadu na nią, a gdy wróciłem do domu dała mi takie kazanie jak nigdy.  Musiałem wyjść, po prostu musiałem. Oliwia ma osiemnaście lat i choć jest ode mnie tylko o rok starsza traktuje swoją rolę niańczenia mnie zbyt poważnie. Odkąd zaczęliśmy mieszkać sami ojciec raczej niezbyt się nami interesuje. Wyjechał do Włoch i jest tam od jakiegoś czasu. Jedyne co robi to przesyła co miesiąc pieniądze...
W tym momencie musiałem przerwać swój wewnętrzny monolog, gdyż usłyszałem krzyki. W oddali zobaczyłem trzech wyrostków, którzy atakowali jakąś dziewczynę, dziwnie znajomą...
Energicznym krokiem podszedłem do nich, po chwili odwrócili się w moją stronę.
-         Czego tu szukasz? – spytał jeden z nich
-         A wy czego tu szukacie, możecie zostawić ta biedną dziewczynę do cholery! W tym właśnie momencie zerknąłem na nieprzytomną. Te włosy, rysy twarzy, sylwetka. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. To była Klara! Niegdyś nękana przeze mnie, teraz przez nich... cóż za ironia losu.
-         Uciekać mi stąd! Zadzwonię zaraz na policję! – krzyknąłem w końcu.
-         A co nam mogą zrobić!?- wydyszał jeden z oprawców i rzucił się w moją stronę. Z łatwością dałem mu radę. Przez lata trenowałem sztuki walki. Dwóch następnych również chciało pomóc koledze. Starałem się jak mogłem by ich powstrzymać, pomagało mi to, że byli kompletnie pijani. Widząc pokaz moich umiejętności oraz swojego pełznącego już po ziemi kumpla odeszli wyzywając i przeklinając głośno moją osobę. Patrzyłem w ich stronę z obrzydzeniem i płonącą nienawiścią.
Dopiero wtedy sobie przypomniałem o niej. Walka pochłonęła całą moją uwagę.
Pobiegłem do półprzytomnej dziewczyny. Widać było, że cierpiała.
-         Hej, obudź się! Klara, słyszysz! To ja Alex... proszę.
 Klara poruszyła powoli powiekami i na powrót je zamknęła. Miałem jednak plan. Był dość szalony, że tak powiem. Najpierw jednak wyciągnąłem telefon z jej torby i napisałem w jej imieniu do rodziców, żeby się nie martwili bo przenocuje dziś u przyjaciółki. Nie byłem do końca pewnie czy takowa istnieje, ale musiałem zaryzykować. Wziąłem ją delikatnie na ręce i zaniosłem do siebie
 Mieszkałem jakieś dwieście metrów od tego nieszczęsnego parku. Całe szczęście, że Oliwi nie było w domu. Po naszej kłótni wyszła z mieszkania. Pewnie przebywała teraz u znajomych na jakieś imprezie i wróci dopiero przed południem. Miałem więc wolny dom. Wchodząc położyłem Klarę w swoim pokoju na łóżku. Przyniosłem z łazienki apteczkę. Zdjąłem jej buty, skarpetki, kurtkę i spodnie. Zmyłem ślady krwi te najbardziej widoczne i największe. Następnie opatrzyłem jej rany. W międzyczasie zauważyłem ogromne siniaki i mniejsze zranienia na rękach, nogach i brzuchu. Nadal się nie budziła. Jednak gdy zbliżyłem dłoń do jej ust poczułem zimny oddech. – Jesteś już bezpieczna. – powiedziałem.
Nakryłem ją kocem i wyszedłem.
Sam położyłem się na kanapie w salonie. Nadal nie mogłem przyjąć do świadomości tego co się wydarzyło jakiś czas temu. Trzech zbirów, pobita dziewczyna leżąca w pokoju obok, swoje „bohaterskie” zachowanie... Musiałem coś z tym zrobić. Gdy Klara się rano obudzi poproszę ją o wybaczenie. A jak nie będę błagał na kolanach. Nie wiadomo kiedy podświadomość podsunęła mi myśl, że zaczęło mi na niej zależeć.
- Nie bój się, od teraz nic cię się przy mnie nie stanie,- wyszeptałem te słowa w ciemność, w przerażającą, milczącą i cichą ciemność. 


Czułam, że się unoszę. Bolało mnie całe ciało, Nie mogłam się nijak ruszyć. Jednakże wiedziałam, że ktoś mnie unosi i gdzieś zanosi. „To koniec, już po mnie”- pomyślałam.
Gdy w końcu po jakimś czasie, który wydawał mi się wiecznością, poczułam pod sobą  miękki materac. Czułam na sobie czyjś dotyk. Bałam się, że to tych trzech zbirów śmie mnie dotykać, ale zmieniłam zdanie, gdy mój umęczony umysł podsunął mi ostatnią wypowiedź, którą zarejestrował: „jesteś już bezpieczna”. Wydawało mi się, że znam ten głos, ale... Nie miałam siły. Byłam coraz bardziej senna. Pogrążyłam się w bajkowej krainie swojej wyobraźni. Coraz bardziej sięgając dna bezkresnej fantazji, coraz głębiej i głębiej.